Koreańskie boysbandy stają się coraz bardziej popularne. Kilka utworów trafiło nawet na amerykańską listę Billboard. W Polsce o K-popie ostatnio też zrobiło się dość głośno za sprawą (niezbyt przychylnych) komentarzy dziennikarzy w programie śniadaniowym. Fanki zespołu natychmiastowo zareagowały, a stacja wydała oświadczenie w tej sprawie. Myślę więc, że śmiało można powiedzieć, że koreańskie zespoły podbiły także Polskę. Jaki więc przepis na sukces daje nam K-pop?
Droga ulana potem i łzami
Zacznijmy od tego, że idole przed debiutem muszą przejść coś w rodzaju formacji. Jest to okres pełen ciężkiej pracy. Osoby aspirujące do roli piosenkarza, czyli trainee, trenują śpiew, taniec czy chociażby zachowanie przed kamerą. Próby trwają nawet do późna w nocy, wszystko po to aby było perfekcyjnie. Dodatkowo przyszli debiutanci mają ograniczony kontakt z rodziną, znajomymi, a korzystanie z social mediów też raczej nie jest wskazane. Wytwórnie szkolące idoli narzucają na nich drastyczne diety i każą im pracować ponad siły. Najgorsze w tym wszystkim jest jednak to, że na tę drogę decydują się bardzo młode osoby. Niektóre z nich mają po trzynaście czy piętnaście lat.
K-pop jest niemiłosierny
Choć mogłoby się wydawać, że okres trainee to najgorsze co może zaoferować K-pop, to jednak tak nie jest. Po debiucie też niestety nie jest zbyt kolorowo. Idole dalej trenują w pocie czoła do późnych godzin. Prócz tego muszą uczestniczyć w promocji swoich utworów czyli udzielają wywiadów i występują w telewizyjnych programach.
Wielu piosenkarzy poszerza swoją działalność biorąc udział w musicalach czy występując w koreańskich serialach. Gdyby tego było za mało, koreańskie wytwórnie muzyczne nie pozwalają im spotykać się, narzucają im obciążające organizm diety czy ograniczają dostęp do portali społecznościowych.Ten natłok obowiązków i brak kontroli na własnym życiem prowadzi do tego, że piosenkarze często mają problemy ze zdrowiem, nie tylko tym fizycznym, ale często też psychicznym. Co niestety często kończy się odebraniem sobie życia.
Wszystko to w imię sukcesu
Przepis jaki daje nam K-pop na sukces to ciężka praca i brak życia osobistego. Efektywności tych wskazówek nie można zaprzeczyć. Świadczyć może o tym fakt pojawienia się utworu „nobody” koreańskiej grupy muzycznej na liście billboard już pod koniec 2008 roku. Piosenka uplasowała się wtedy na 76 miejscu. Współpraca ze znanymi amerykańskimi wokalistami także pokazuje jak dużą popularność zyskał K-pop poza granicami Korei. Te sukcesy okupione są jednak wielkim cierpieniem, zwłaszcza tym psychicznym.Utrata kontroli nad życiem oraz brak bliskości może być fatalne w skutkach. Pojawia się więc pytanie, czy to wszystko jest warte zdrowia i życia? Na to pytanie każdy musi odpowiedzieć sobie sam.